Rok 2013
Rozdział I
-Siemka Bon, co tam ?
-Hei. U mnie masakra !
-Co się stało ? – zmartwiłem się bo Bonnie
była zawsze szczęśliwa.
-Rodzice…
- Znowu się pokłócili ?- wtrąciłem się jej
w zdanie, ale jak przewidywałem.
-Rozstają się , po raz setny . –Bonnie
usiadła z twarzą schowaną w dłoniach.
Usiadłem obok Bon, dałem jej swoją bluzę . Zimno było tylko 10 stopni
powyżej zera. Mocno ją przytuliłem, odwzajemniła uścisk.
-Dzięki. – szepnęła mi do ucha i pocałowało
w policzek. Czułem jak robią mi się różowe policzki. Miłe uczucie.
-Widzisz? Sama mówisz, że rozstają się po
raz setny. Zejdą się, zobaczysz.
-Tak, tylko że tym razem ojciec wyprowadził
się do nowej dziewczyny, Matka dała wniosek do sądu o rozwód i o to aby ona
została moją opiekunką, a ojciec żeby nie miał do mnie żadnych praw…-
Rozpłakała się.
-Bon jeżeli chcesz to wprowadź się do mnie.
Dobrze ci to zrobi.
-Naprawdę, mogłabym ?
-Jasne . Czemu nie , rodzicie nie będą
mieli nic przeciwko. Wiedzą że się przyjaźnimy od małego.
-Dziękuję.
-Spoko. Ej mam pomysł !
-Jaki ?
-Chodźmy na spacer a potem do ciebie się
spakujesz co ?
-Super .
Wstaliśmy i ruszyliśmy po ścieżce, która
była okryta złotymi liśćmi. Wiatr lekko zawiał, liście z drzewa spadały
przykrywając dróżkę jeszcze jedną warstwą liści. Szliśmy w ciszy.
-Aren.. – Bon przerwała ciszę –muszę ci coś
powiedzieć.
-Słucham – Odwróciłem się do Bonnie a ona
mocno się we mnie wtuliła. Potem stanęła na palcach a nasze usta się spotkały.
To wszystko działo się tak szybko, nawet nie zauważyłem że pada deszcz. Jak w
romantycznej komedii staliśmy na środku drogi posypanej złotymi liśćmi w
deszczu i się całowaliśmy. Drugi
namiętny pocałunek przerwał piorun. Bonnie chyba się wystraszyła bo odskoczyła.
-Przepraszam poniosło mnie .. Ja . Jejku to
przez te wszystkie emocje , nie… -Nie pozwoliłem jej dokończyć, kontynuowałem
nasz pocałunek.
-Rozumiem ciebie. Naprawdę.
Pobiegliśmy schować się pod przystanek.
-Chyba nici z naszego spaceru ?
No raczej nie. Pojedziemy do ciebie
autobusem – Złapałem Bonnie za rękę, drgnęła, ale potem mocno zacisnęła swoją
rękę na mojej.
Po 30 minutach jazdy autobusem
dotarliśmy na miejsce.
-Lepszy był by spacer- roześmiała się
Bonnie
-O wiele
lepszy.
Atmosfera się rozluźniła . W autobusie było
sztywno, smutno , nie odzywaliśmy się do siebie.
-Mamoooo! Jestem już w domu .- Bonnie chyba
krzyknęła na całą parę bo aż mi w uszach zagwizdało .
-Nie tak głośno ! Chcesz żebym ogłuchł –
roześmiałem się.
-O jejku . Przepraszam, przyzwyczaiłam się
…
-Dobra, dobra
- To co się czepiasz !
-Wchodź i nie marudź. –Nasze kłótnie zawsze
na tym polegały. Nieraz to Bonnie rzuciła by się do ataku. Nie warto jej
denerwować .

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz